czwartek, 21 sierpnia 2014

Fragment "Zbrodni w BTW"

Fragment mojej najnowszej książki pt. "Zbrodnia w BTW".

"Obraz otaczającego go świata rozmywał mu się przed oczami. Przez dobre parę minut nie mógł ustalić, gdzie się znajduje. Czuł się jakby był trochę naćpany, chociaż w zasadzie nie wiedział jak to jest, bo przecież nigdy nie zażywał zakazanych substancji, którymi faszeruje się dzisiejsza młodzież. Miał nadzieję, że jego słodka i niewinna córeczka nie stanie się taka jak oni.
Powoli zaczynał rozpoznawać kształty otoczenia, ale ból wciąż ćmił mu w głowie i zaburzał jasność myślenia. Chciał sobie trochę ulżyć i pomasować skronie, ale gdy spróbował do nich dosięgnąć uświadomił sobie, że coś krępuje jego ruchy, coś więcej niż słabość mięśni.
Miał związane ręce i nogi. Sznur był mocno zaciśnięty. Dłonie, do których dopływała niewielka ilość krwi, odcinały się wyraźną bielą od reszty ciała. Przypuszczał, że jego stopy wyglądają podobnie, ale nie mógł tego zobaczyć przez skarpetki, które założył dziś rano.
Właśnie – przypomniał sobie o tym fakcie. Przecież ten dzień zaczął się normalnie. Pobudka o siódmej, żeby zdążyć do pracy. Chociaż, chyba dzisiaj miałem wolne, to znaczy mam – zastanawiał się. Czyli wstałem około siódmej trzydzieści. Wziąłem prysznic, ubrałem się… Tak, na pewno tak było. Tylko co stało się później? – rozmyślał gorączkowo.
Nerwowo oblizał wargi. Były nieco spierzchnięte. Nie czuł się głodny. Zazwyczaj to właśnie rano miał największy apetyt i pochłaniał ogromne ilości pożywienia, co znacząco przyczyniło się do nadwagi, a potem do problemów ze stawami, które z trudem dźwigały ciężar przekraczający ich normalne możliwości.
Z pewnością coś już dzisiaj jadłem – uznał Tomasz, starając się odtworzyć w pamięci jak najwięcej szczegółów z tego chyba poniedziałkowego poranka, którego ze względu na swą nietypowość nie powinien zapomnieć do końca życia. Tak, śniadanie było – stwierdził, odczuwając rozlewające się po brzuchu ciepło. Kawa chyba też – pomyślał, bo jakieś drobinki, prawdopodobnie z fusów, utkwiły mu pomiędzy zębami.
Z tyłu wyraźnie ciągnęło chłodem, chociaż był piękny, słoneczny dzień maja. Uświadomił sobie, że jest przywiązany do kaloryfera, który o tej porze roku już dawno nie grzał, a nawet ziębił go poprzez cienką bluzkę z krótkim rękawem. Na dodatek żeberka grzejnika boleśnie wbijały mu się w plecy, chociaż dotarło to do niego dopiero teraz.
Co tu się dzieje do jasnej cholery? – zastanawiał się.
W pierwszej chwili myślał, że ktoś włamał się do jego domu, ale w salonie, w którym obecnie się znajdował, panował idealny porządek i cisza. Nie wiedział, która jest godzina, ale zakładał, że jakoś między dziewiątą, a dziesiątą rano. Jeżeli miał rację, to powinien być tu sam. Ola o ósmej zaczynała pierwszą lekcję, a Róża o tej samej porze szła do pracy. Chciałby się mylić, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że samodzielnie nie zdoła się uwolnić z krępujących go więzów. O ile dobrze pamiętał, jego córka kończyła dziś zajęcia dopiero po trzynastej, więc czekały go jeszcze co najmniej trzy godziny tego nieprzewidzianego zniewolenia.
Na szczęście zdążyłem coś zjeść – uśmiechnął się po raz pierwszy odkąd odzyskał przytomność, lecz ten uśmiech zniknął z jego twarzy równie szybko lub jeszcze szybciej niż się pojawił. Było to spowodowane tym, że inne aspekty fizjologii Tomasza Ronika także zaczęły powoli dochodzić do głosu, chociaż starał się nie dopuszczać tego do świadomości. Siłą woli próbował powstrzymać pracę jelit, ale jego wysiłki dawały wręcz odwrotny skutek. Czuł, że to bez sensu, ale jednak zawołał żonę.
– Róża, jesteś tam? – krzyknął, ale odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. – Ola, a ty?
Słońce wschodziło coraz wyżej i przez zamknięte okno raziło go w oczy. Czuł, że na czole występują mu pierwsze krople potu. Wiedział, że za chwilę zaczną spływać po powiekach. Chciał je obetrzeć, lecz w obecnej sytuacji nie mógł podnieść rąk na tę wysokość. Unieruchomione kończyny drętwiały, jeszcze bardziej ograniczając mu pole jakiegokolwiek manewru.
Przymknął oczy i starał się uporządkować myśli. Pod powiekami widział siebie za jakieś kilkadziesiąt minut, w kałuży potu i gęstych oparach unoszących się znad resztek wczorajszej kolacji, których nie zdołał utrzymać w przepełnionych trzewiach. Odganiał od siebie tę wizję, bo wydawało mu się, że im dłużej o tym myśli, tym bardziej rosną szanse, by ten przykry obrazek zrodzony z bujnej wyobraźni Tomasza, stał się przykrą rzeczywistością.
Otworzył oczy. Dopiero teraz zauważył, że w jednym z załamań jego dżinsów znajduje się mała karteczka. Pomimo tego, iż była ona oddalona o zaledwie dwa, może trzy milimetry od koniuszków palców Tomasza, musiał się sporo nagimnastykować, żeby ją dosięgnąć. Nie miał pojęcia, kto ją tu położył, ale był na tyle złośliwy, by złożyć ją na pół.
Gdy Ronik próbował ją otworzyć, omal nie wypadła mu z dłoni. Z wielkim wysiłkiem złapał ją w ostatniej chwili, przypłacając to kolejną dawką bólu. Sznur, krępujący mu ręce, przeciął skórę na nadgarstkach, ale Tomasz zbytnio się tym nie przejął. Czuł, że ta kartka może być kluczem do rozwiązania zagadki dzisiejszego poranka, nie wierzył, że znalazła się tu przez przypadek. W środku znajdowało się tylko jedno zdanie, lecz dla Ronika to i tak zbyt wiele..."

Książkę można już zamawiać pisząc na adres:

lewandowski1331@gmail.com
Cena 15 zł + ewentualne koszty przesyłki
Istnieje możliwość odbioru osobistego na terenie Bełchatowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz